Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 193.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ty przeklęty, zatracony oszuście. Wiesz kto jestem? Jestem człowiek. A ty jesteś rzecz — nędzna rzecz. Ha — ty trupie!
Sucharem, który ciągle trzymał mocno w garści, cisnął w głowę Jimmy’ego, ale suchar, zlekka ją tylko musnąwszy, uderzył z głośnym trzaskiem o dyl przepierzenia, pękł i rozprysł się na drobne kawałki, niby ręczny granat. Dżems Wait, jak gdyby śmiertelnie ugodzony, padł wtył na posłanie. Przestał ruszać wargami, uciszyła się ruchliwość jego oczu, któremi jął uporczywie wpatrywać się w sufit. Zdziwiło to Donkina; siadł na kuferku i utknął wzrokiem w podłodze, wyczerpany i posępny. Po chwili zaczął do siebie mamrotać:
— Zdychaj, ty wywłoko, zdychaj! Może ktoś nadejść... Czemu nie jestem pijany!.. Za dziesięć dni... Ostrygi...
Spojrzał wgórę i rzekł głośniej:
— Nie, to już nie dla ciebie... Nigdy już... Nie dla ciebie dziewczęta przyrządzające ostrygi. Któż ty jesteś? Na mnie teraz kolej... Chciałbym być pijany: chętniebym przyłożył ręki do wyprawienia cię na tamten świat. Powędrujesz tam. Nogami naprzód przez lukę burty... Plusk! Żegnaj mi na zawsze! Nigdy ciebie już nie zobaczę. Przez burtę! W sam raz dla ciebie koniec.
Jimmy zwolna obrócił głowę i skierował oczy na twarz Donkina; w tych oczach było niedowierzanie, rozpacz i trwoga — błagalny wyraz dziecka, nad którym wisi kara samotnego zamknięcia w ciemnym pokoju. Donkin obserwował go ze skrzynki pełnemi nadziei oczyma i, nie wstając, spróbował podnieść wieko. Zamknięte. — Chciałbym być pijany — mruknął i zerwał się, łowiąc trwożnym słuchem daleki odgłos kroków na pokładzie. Zbliżyły się i zatrzymały. Ktoś przeciągle ziewał tuż za drzwiami, aż