Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 192.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie możesz wydobyć z siebie głosu. Widzisz, nie mówiłem ci? — rzekł, popatrzywszy na niego badawczo. Tamten zaś nie przerywał swej zapamiętałej mimiki, kiwał wściekle głową i wykrzywiał się, przerażając olśniewającemi błyskami wielkich, białych zębów. Donkin, jak gdyby zaczarowany niemem krasomówstwem i furją czarnego widma, podszedł bliżej, wyciągając szyję z podejrzliwą ciekawością; i wydało mu się nagle, że widzi tylko cień człowieka, skulony na górnym leżaku, na jednym poziomie z jego oczyma.
— Co? Co? — zapytał. Zdawało mu się, że w tem zadyszanem syczeniu rozróżnił kilka wyrazów; — Belfastowi się poskarżysz? Tego chcesz? Babskim plotuchem jesteś, co?
Zardrżał ze strachu i wściekłości zarazem.
— Poskarż się babuni! Boi się umierać! Cożeś to za jeden, żeby się bać więcej niż kto inny?
Namiętne przeświadczenie o swej przewadze opuściło go wraz z resztką ostrożności.
— Poskarż się, i niech cię djabli wezmą. — Skarż się, jeżeli możesz — krzyczał. — Gorzej psa traktowała mię ta cała przeklęta banda lizusów. Wystawili mię na sztych poto, żeby się przeciwko mnie spiknąć. Jam tu jedyny człowiek. Oni poniewierali mną jak szmatą, kopali mię — a tyś się śmiał, ty czarny strupieszały nicponiu, ty. Zapłacisz mi zato. Odejmowali sobie od ust, karmili cię, poili — zapłacisz mi zato, jak Boga kocham! Kto mi dał napić się wody? Ciebie to potrafili okutywać swojemi zapowietrzonemi łachmanami wówczas, w tę noc — a co mnie dali! — dali mi po pysku — niech ich zaraza morowa... Tak mi Boże dopomóż!... Zapłacisz ty mi swojemi pieniędzmi. Natychmiast będę je miał, w tej chwili, jak tylko umrzesz,