Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 154.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mielibyśmy i my coś o tem do powiedzenia — krzyczał ztyłu Donkin.
— Nie bój się, Jim — dojdziemy z tem do ładu — oświadczyło kilku naraz.
Starszy wiekiem żeglarz wystąpił przed front.
— Czy pan kapitan chciał przez to powiedzieć — rzekł złowrogo — że choremu towarzyszowi nie wolno tu na tem pudle wyzdrowieć?
Ztyłu Donkin wśród zagapionego tłumu szeptał coś podjudzająco, ale nikt jakoś nie zwracał nań uwagi, zaś kapitan Allistoun potrząsnął groźnie palcem przed bronzową, gniewną twarzą mówcy:
— A tobie radzę trzymać język za zębami — rzekł ostrzegawczo.
— Tak się nie postępuje — krzyczało dwu-trzech z młodzieży.
— Czy jesteśmy maszynami? — wrzasnął Donkin piskliwie i zaraz dał nura pod łokcie frontowego szeregu.
— Potrafimy go przekonać, że nie jesteśmy dziećmi...
— Człowiek jest człowiekiem, chociaż i czarny.
— Nie będziemy tego przeklętego statku obsługiwać ze zmniejszoną załogą, jeżeli temu negrowi nic nie brak...
— Sam on powiada, że nic.
— A zatem, chłopcy: strajk — strajk!
— Oto najlepsze hasło!
Kapitan Allistoun rzucił drugiemu oficerowi krótkie —: „Zachować spokój, panie Creighton“, — i stał spokojnie wśród tumultu, przysłuchując się z wielką uwagą tej skłębionej zawierusze szemrań i krzyków; dawał baczenie na każde głośniejsze słowo i na każdy wybuch przekleństw.