Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 142.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No więc. — Niech się uczą ode mnie męskich sposobów. Jestem mężczyzną i wiem doskonale, jak stoi twoja sprawa...
Jimmy wtulił się w poduszki, tamten zaś wysunął cienką szyję, nachylając ku niemu ptasią twarz, niby dziób, gotowy do wykłucia oczu.
— Ja mam charakter męski. Wolałem wycierać się po wszystkich ciupach Kolonji, niż zrezygnować ze swoich praw...
— Jesteś kajdaniarzem — rzekł Jimmy słabym głosem.
— Tak. Jestem... i szczycę się tem. A ty co? Brak ci męstwa... i dlatego wymyśliłeś to oszukaństwo...
Zatrzymał się chwilę i, akcentując jakąś ukrytą myśl, rzekł zwolna:
— Przecież ty nie jesteś chory — prawda, że nie?
— Nie — odrzekł stanowczo: — Kilka razy w tym roku byłem niezdolny do pracy — dorzucił. I nagle sposępniał.
Donkin przymknął jedno oko z przyjacielską konfidencją:
— Robiłeś to i przedtem, nieprawdaż? — szepnął.
Jimmy uśmiechnął się, poczem, jak gdyby nie mogąc się dłużej opanować, dał folgę zwierzeniom:
— Na ostatnim okręcie — tak. W czasie podróży udałem chorego. Rozumiesz? Łatwa rzecz. W Kalkucie wypłacono mi lon, a szyper nie zrobił o to żadnego kramu... Otrzymałem swoje pieniądze, jak się należy. Pięćdziesiąt ośm dni przeleżałem w łóżku! Głupcy! O Boże! Co za głupcy! Zapłacili mi rzetelnie!...
Zaśmiał się kurczowo. Chichotał i Donkin. Jimmy silnie zakaszlał.