Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 124.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trochę popłakiwał. Knowles, kulejąc, włóczył się tam i sam, węszył, badał ciemne kąty, gdzie mogło się coś ostać. Znalazł jakiś but, wylał z niego wodę i zajął się odszukaniem właściciela. Lecz ci, którzy zgnębieni swemi stratami siedzieli przy luce, oparłszy łokcie na kolanach a policzki na pięściach, nie raczyli nawet podnieść oczu. Podsuwał im go pod nos, mówiąc: „Oto porządny but. Czy wasz?“ Odmrukiwano: „Nie. Odejdź!“ Ktoś odwarknął: „Weź go i ruszaj z nim razem do piekła!“ Dziwił się. „Nie chcą? Przecież to dobry but“. Ale wtem, uprzytomniwszy sobie, iż utracił sam wszystką garderobę do ostatniej szmaty, rzucił znaleziony but i zaczął przeklinać. W szarym półmroku zazgrzytały inne klątwy. Jakiś człowiek wszedł i stanął z opuszczonemi rękami, wołając od progu: „To ci dopiero historja! To ci dopiero historja!“ Niektórzy poczęli dogrzebywać się niespokojnie tytoniu w przemoczonych skrzyniach. Ciężko dysząc, krzyczeli ze spuszczonemi głowami: „Patrz-no, Jasiu!“ „Szymek, spójrz-no tu. Mój przyodziewek odświętny całkiem nanic“. Jeden z nich, mieszając łzy i przekleństwa, demonstrował spodnie ociekłe wodą. Nikt nań nie zwracał uwagi. Kot zjawił się, niewiadomo skąd. Powitano go owacyjnie. Wyrywano go sobie z rąk. Pieszczono go, szepcąc zdrobniałe nazwy. Snuto domysły, gdzie on to wszystko przetrwał. Sprzeczano się w tej materji. Zanosiło się na kłótnię. Wtem dwóch majtków weszło z cebrem świeżej wody, i wszyscy zaczęli się do niej cisnąć. Ale podbiegł Maciuś, chudy i miauczący, z najeżoną do ostatniego włosa sierścią; dano mu napić się pierwszemu. Kilku pobiegło na rufę poszukać oliwy i sucharów.
Potem chrupali twardy chleb w żółtem świetle lampy, — odpoczywając po szorowaniu pokładu — i pocieszali się myślą, że „jakoś to będzie“. Porozumiewano się, kto ma