Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 123.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nawietrznej. Pływały czapki, hanszpugi. Z pośród syczących białych pian wystawały pięści, wierzgające nogi i twarze z rozdziawionemi ustami. Pan Baker, powalony jak i reszta, krzyczał: — „Nie puszczać tej liny! Trzymać ją! Trzymać!“ Choć boleśnie poszwankowani przez brutalne uderzenie, trzymali się tak, jak gdyby od tego zależało ich życie lub śmierć. Okręt leciał rozkołysany, a białe, lśniące grzywy fal zalewały mu bakort i sztymbork. Przerwano działanie pomp. Liny brasowe zaklubiono. Na grot-maszt i fok-maszt naciągnięto po trzy żagle. Statek szybciej zapluskał po wodzie, wyprzedzając spieszny bieg fal. Groźny huk pokonanych wód rozlegał się poza nim donośniej i napełniał powietrze straszliwem drganiem. Skołatany, sponiewierany i obolały statek, cały w pianach, biegł w kierunku północnym, jak gdyby natchniony odwagą swego wielkiego zadania...
W izbie czeladnej gościł rozpaczliwy smutek. Ludzie posępnemi oczyma spoglądali na swój przybytek, zamulony i ociekły wilgocią. Wiatr szumiał w jego pustce, zasłanej bezkształtnemi rupieciami, niby jakaś wpółzalana pieczara w nadbrzeżnej skale. Niektórzy postradali całe mienie, ale znaczna część warty sztymborku uratowała swoje skrzynki, z których jednak sączyła się woda cienkiemi strumykami. Koje przemiękły; porozpościerane i o zbawczy gwóźdź pozahaczane kołdry plątały się pod nogami. Z zaśmierdłych kątów wywlekano mokre łachy i, po wyżęciu ich, rozpoznawano swoją własność. Jedni uśmiechali się sztywno, inni spoglądali wkoło bladym wzrokiem i milczeli. Rozlegały się krzyki radości na widok starej kamizelki, lub jęki zmartwienia wobec nierozpoznawalnych rzeczy, które znajdowano wśród szczątków pogruchotanych łóżek. Wydobyto jedną lampę, która zawędrowała aż pod bukszpryt. Charley