Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 122.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nawłócz!...“ „Blokuj!...“ Rozpaczliwe potakiwania; rozwścieczone twarze... „Nie! Nie! Z dołu do góry!“ Zdawało się, że są przejęci śmiertelną dla siebie nienawiścią. Żarło ich pragnienie skończyć już raz z tem wszystkiem, a chęć wykonać rzecz należycie była palącą męką. Przeklinali swój los, gardzili życiem i znęcali się nad sobą dotkliwewmi złorzeczeniami. Majster żeglowy, świecąc łysiną, pracował gorączkowo, niepomny swego zażyłego stosunku z tyloma admirałami; bosman, drapiąc się ku górze z zatyczkami i ze zwojami skrętek i linewek, albo klęcząc na drągu rejowym i przygotowując się do pociągnięcia za bras-linę, miał wyraźne, przelotne widzenia; majaczył mu się obraz starej żony i młodego potomstwa, hen tam we wsi błotnistej. Pan Baker, czując się niezmiernie słabym, słaniał się tam i sam, pochrząkując i nadając sobie wyraz człowieka ze stali. Zastępował drogę tym, którzy, po zejściu nadół, stali, łapiąc zadyszaną piersią oddech. Wydawał im rozkazy, pobudzał ich do czynu, łajał.
— No, dalej — teraz do grot-mars-żagla! Bierz za linę, winduj! Nie ociągaj się tam!
— Czy już nie będzie dla nas odpoczynku? — odezwało się czyjeś mruknięcie.
Powlókł dokoła groźnym wzrokiem, czując lęk w sercu.
— Nie! Odpoczynek będzie po skończonej pracy. Pracuj do upadłego. Na to tu jesteście.
Jakiś majtek, schylony tuż obok niego, wybuchnął śmiechem:
— Pracuj albo giń! — sarknął gorzko, poczem splunął w szerokie garście, zamachnął się długiemi ramionami i, chwytając za linę, zwieszającą się nad głową, wydał ponury, żałosny okrzyk, pobudkę do pracy zbiorowej. Fala chlusnęła na główny pokład i zmyła wszystkich ku stronie