Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 094.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wy przepierzeń okrętowych, i spostrzegliśmy się, że za prędko powyrzucaliśmy w morze wszystkie narzędzia. Ten mały wartogłów, Belfast, usiłował złamać taki dyl ciężarem swego ciała i skoczył nań obiema nogami, jak kozieł skalny, przyczem zwymyślał zbyt sumienną Clydę, która wypuszcza ze swego warsztatu dzieła tak mało fuszerskie. Przy tej sposobności zelżył północną Brytanję, całą resztę lądu, morze — i wszystkich swoich kolegów. Skacząc ciężkiemi obcasami po desce, przysięgał, że już nigdy a nigdy nie będzie się stowarzyszał z jakimś głupcem, który „nie ma tyle dowcipu, żeby odróżnić kolano od łokcia“. Swojem tupotaniem osiągnął tylko to, że Jimmy zgłupiał doreszty. Słyszeliśmy jak przedmiot naszej zawziętej troskliwości miotał się pod deskami. Ochrypł nareszcie tak, że dochodził do nas tylko jakiś żałosny pisk. Plecami, czy też może głową, szorował to tu, to tam, w zagadkowy sposób. Piszczał wciąż, wymierzając niewidzialne stuknięcia. Było to bardziej rozdzierające od jego wrzasku. Nagle Archie pokazał nam łom, — wraz z niedużym toporkiem — które to rzeczy uchronił od wyrzucenia. Ryknęliśmy z radości. A on zamachnął się i ciął, że aż wióry skakały nam do oczu. Bosman wykrzykiwał zgóry: — Uwaga tam! Żeby go nie zarąbać! Lekko tam!“ Wamibo, oszalały z podniecenia, zwiesił ku nam głowę i naglił nas, jak warjat: — „Dalej-że go! Hej, ha! Dalej-że go!“ Byliśmy w strachu, że spadnie i utrąci którego z nas, więc krzyknęliśmy natychmiast bosmanowi, żeby tego przeklętego Finna wrzucił do wody. Potem wszyscy razem zaczęliśmy ryczeć w ścianę przepierzenia: — „Odstąp się tam! Odejdź na przód!“ — i wytężaliśmy słuch. Lecz słychać było tylko szum i zawodzenie wiatru nad nami, oraz huk syczących fal. Okręt, jakby zdjęty rozpaczą, zataczał się beznadziej-