Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 090.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Im niech pan wymyśla, nie mnie. Spojrzeć tylko na ich portrety djabelskie! Śmieją się z tonącego kamrata! I to są mężczyźni!
Ale bosman krzyknął z pomostu: — „Właź tutaj!“ i Belfast czemprędzej jął wdrapywać się ku niemu na wyżkę. Pięciu ludzi, z trudnością utrzymując równowagę i spozierając z za krawędzi pomostu, wypatrywało, w jaki sposób możnaby najlepiej posunąć się naprzód. Zdawali się wahać. Inni, poruszając się z wysiłkiem w oplocie lin, patrzyli z otwartemi ustami. Kapitan Allistoun nie baczył na to wszystko; oczyma swemi trzymał, zda się, okręt na powierzchni jakąś nadludzko ześrodkowaną siłą. W słonecznej jasności huczał wiatr; słupy bryzgów wznosiły się prostopadle, a w migotaniu tęcz, których łuki wykwitały nad rozchybotanym kadłubem statku, sunęli ostrożnie marynarze i znikali z oczu.
Huśtając się od czopów do wiązadeł, posuwali się wierzchem fal, które chlustały o pokład zanurzony do połowy. Palce ich nóg drapały pokład. Lodowata woda zielonemi strzępami zalewała burtę i lała się im na głowy. Przez chwilę zwisali na wyprężonych rękach, z zapartym oddechem i z zamkniętemi oczyma — potem, puściwszy jedną rękę, bujali się ze zwieszonemi głowami, usiłując złapać nieco dalej jakąś linę albo podpornicę. Długoręki, atletyczny bosman przerzucał się szybko, czepiając się przedmiotów pięścią twardą, jak żelazo, a przez głowę migały mu urywki listów od „starej“. Mały Belfast czołgał się zapalczywie, mrucząc: „Przeklęty murzyn“. Wamibo w podnieceniu wywiesił język; Archie zaś, nieustraszony i spokojny, roztropnie i bez gorączki wyczekiwał na sposobność wykonania odpowiedniego ruchu.