Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 080.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wstecz po niebie — w samą gardziel wichury. Ten i ów zwiesił głowę i mruczał, że od takiego widoku „serce stygnie“. Niebawem chmury się zamknęły i znowu świat cały zaćmił się, — stał się szalejącym ślepo mrokiem, który, wyjąc, chlastał samotny okręt słonemi bryzgami i siekł go lodową szarugą.
O pół do ósmej noc czarna, jak smoła, zaczęła się rozjaśniać widmową szarością, z czego zmiarkowaliśmy, że wschodzi słońce. Ta niezwykła i groźna światłość dzienna, w której mogliśmy rozpoznać wzajem nasze błędne oczy i poprzemęczane twarze, wystawiła naszą wytrzymałość na jeszcze cięższą próbę. Widnokrąg przysunął się ze wszystkich stron tak blisko, że zdawał się być na odległość ramienia. W tym zwężonym kręgu rzucał się ku nam rozwścieczony odmęt, uderzał i odskakiwał. Deszcz słony, grubokroplisty, ciął powietrze naukos. Główny żagiel przedniego masztu miał być częściowo zwinięty, więc jeszcze raz, z tępą rezygnacją, zabieraliśmy się do włażenia po karnatach; lecz oficerowie krzykiem i odpychaniem nas wtył dali nam do zrozumienia, że pozwala się wchodzić na raje tylko tym, którzy są do tego manewru absolutnie niezbędni. Ponieważ zdawało się co chwila, że maszty wyskoczą ze swych gniazd i będą zwiane z pokładu, wywnioskowaliśmy, że kapitanowi nie zależy na tem, aby cała załoga odrazu poszła na zatracenie. Słuszna racja! Zatem ludzie warty, pod wodzą pana Creightona, jęli się z trudem windować w górę. Wiatr to przypłaszczał ich do sznurowych stopni, to, wolniejąc trochę, pozwalał im wznieść się o kilka przęseł wyżej, i znowu raptownym dmuchem przygważdżał do spleceń linowych cały ten wspinający się oddział, w pozycjach ludzi ukrzyżowanych. Inna warta, brodząc po głównym pokładzie, harowała, by wciągnąć żagiel. Woda lała im się na głowy po-