Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 048.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



II


Nazajutrz, gdy rozedniało, Narcyz wypłynął na pełne morze.
Lekka mgła przesłaniała widnokrąg. Gładki, niezmierzony obszar wód poza przystanią skrzył się, jak nasadzona klejnotami posadzka, i pusty był jak niebo.
Kusy, czarny holownik ostatniem pociągnięciem nadał statkowi, jak zwykle, obrót pod wiatr, puścił linę, przerwał ruch maszyn i bujał się przez chwilę na miejscu, podczas gdy smukły i wydłużony kadłub Narcyza ruszył naprzód pod wzdymającemi się niższemi topslami. Luźne, wyższe płachty żaglowe jęły powoli chwytać dech porannego wiatru i nabrzmiewać w łagodne zaokrąglenia, do białych podobne chmurek, uwikłanych w splot sznurów, jak w sidła. Potem umocowano w zaczepach boczne liny żagli, ustawiono poprzeczne drążki rej — i oto statek upodobnił się do jakiejś wysokiej i samotnej piramidy, której świetlana biel sunęła wśród oparów mgły, dzierganej złotemi nićmi słońca. Holownik zawrócił na miejscu i oddalał się ku brzegowi. Dwadzieścia sześć par oczu wpatrzyło się w jego szeroką, osadzistą rufę, pełznącą marudnie po drobnych falach między dwojgiem kolisk łopatowatych, które wierciły się