Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 041.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I tu zwykle odchodził, tupiąc i spluwając na bok, z wyrazem niesmaku i zmartwienia; tamten zaś wyłaził za nim ze swą patelnią, rozgorzały na licu, usmolony kopciem i, w poczuciu wyższości a kucharskiej powagi, patrzał z uśmiechem na to miotanie się „zabawnego człeczka“. Wielka łączyła ich przyjaźń.
Pan Baker pozostał dla wytchnienia u luki w tyle okrętu i w towarzystwie drugiego oficera napawał się chłodem nocy... „Ci murzyni z Indyj zachodnich wyrastają pięknie, zwłaszcza niektórzy... Czy nie?... Cóż to za wspaniały okaz ten nasz naprzykład, panie Creighton. Wyobrażam go sobie u liny, co?... Hm! Myślę go wziąć do swej wachy.
Młodszy oficer, rasowy, wspaniale zbudowany młodzieniec o jasnych włosach i stanowczej twarzy, zauważył ze spokojem, że tego się właśnie spodziewał. Ale że w głosie jego czuć było lekką gorycz, więc pan Baker zwrócił się do niego natychmiast z uprzejmą perswazją:
— No, no, młodzieńcze! — mówił, chrząkając co chwila: — A to chciwiec z pana. Przecież pan masz przy boku tego dużego Finna na całą podróż. Ale ot, co zrobimy. Weźmiesz pan tych dwóch młodych Skandynawów, a ja... Hm!... Ja biorę murzyna i wezmę tego... Hm!... tego obieżyświata w czarnym fraku. Będę go urabiał... Hę!... i jeśli go nie ujeżdżę... Hm!... nie nazywam się Baker. Hę!... Hm!... Hm!...
Chrząknął srodze po trzykroć. Miał narów chrząkania między wyrazami i na końcu zdań. Było to przebiegłe, znaczące chrząkanie, które doskonale pasowało do jego groźnego sposobu wysławiania się, do kwadratowej postaci o byczym karku, do zamaszystego chodu i wielkiej, pełnej szram twarzy o twardem wejrzeniu i sarkastycznym wyrazie ust. Lecz załoga już dawno wiedziała, co myśleć o jego srogo-