Strona:PL Joseph Conrad-Młodość; Jądro ciemności.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zapamiętania. Wywołała we mnie obraz jakiegoś egzotycznego Bezmiaru rządzonego przez wzniosłą Dobrotliwość. Porwał mię zapał. Był to skutek bezgranicznej potęgi wymowy — słów — płomiennych, szlachetnych słów. Żadne praktyczne wskazówki nie przerywały magicznego toku zdań, chyba że uznamy za rozwinięcie metody coś w rodzaju notatki przy końcu ostatniej strony, notatki nagryzmolonej niepewną ręką snać znacznie później. Była bardzo prosta, i u końca tego wzruszającego wezwania do wszelkich altruistycznych uczuć, gorzała, jaśniejąca i przeraźliwa, jak błyskawica wśród pogodnego nieba: „Wytępić wszystkie te bestje!“
— Co ciekawe, Kurtz zapomniał widać zupełnie o swem cennem postscriptum, gdyż później, kiedy w pewnej mierze przyszedł do siebie, błagał mię raz po raz abym przechował starannie jego „broszurkę“ (jak mówił); nie wątpił widać że ów referat wywrze w przyszłości dodatni wpływ na jego karjerę. Byłem dokładnie poinformowany o wszystkich tych sprawach, a przytem tak się złożyło że musiałem się zaopiekować dobrą sławą Kurtza po jego śmierci. Zrobiłem tyle dla jego opinji, że uzyskałem niezaprzeczone prawo złożenia jej — gdybym miał wolny wybór — na wieczny spoczynek między odpadkami postępu, wśród wszelkiego śmiecia i, mówiąc w przenośni, wszelkiej padliny cywilizacji. Tylko że, widzicie, nie mam wolnego wyboru. Kurtz nie pozwala o sobie zapomnieć. Mimo wszystko nie był to człowiek pospolity. Miał władzę pociągania za sobą pierwotnych dusz — przez swój czar czy też grozę — w straszliwy, szatański taniec na własną cześć; potrafił napełniać gorzkiemi obawami małe duszyczki pielgrzymów; miał conajmiej jednego