Strona:PL Joseph Conrad-Młodość; Jądro ciemności.djvu/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w głębi lądu. A gdy przyglądałem się mapie przez okno sklepowej wystawy, przykuwała mię ta rzeka jak wąż przykuwa wzrokiem ptaszka — niemądrego, małego ptaszka.
— Przypomniałem sobie, że istnieje wielkie towarzystwo, spółka dla handlu na tej rzece. Do licha! Przyszło mi na myśl, że przecież nie mogą prowadzić handlu bez posługiwania się jakiemiś statkami na tej ogromnej wodnej przestrzeni — bez parowców! Dlaczegobym nie miał się postarać o dowództwo któregoś z nich? Szedłem dalej przez Fleet Street, ale nie mogłem się pozbyć tych myśli. Wąż mnie oczarował.
— To handlowe towarzystwo było spółką z kontynentu; ale mam mnóstwo krewnych na kontynencie, ponieważ — jak mówią — taniej tam i wcale nie tak nieprzyjemnie jakby się zdawało.
— Z przykrością muszę wyznać, że zacząłem swych krewnych nudzić. Już to samo było dla mnie czemś zupełnie nowem. Rozumiecie, nie miałem zwyczaju w taki sposób brać się do rzeczy. Szedłem zawsze swoją własną drogą, na własnych nogach, tam dokąd miałem ochotę. Nie byłbym wierzył że jestem zdolny do czegoś podobnego, tylko że — widzicie — jakoś czułem że muszę się tam dostać — tak czy inaczej. Więc ich zanudzałem. Mężczyźni mówili: „Mój drogi“ — i nic nie robili. Wówczas — czy uwierzycie? — wziąłem się do kobiet. Ja, Charlie Marlow, zaprzągłem do roboty kobiety — aby dostać posadę. Słowo daję! No, widzicie — prześladowała mię ta myśl. Miałem ciotkę, zacną, entuzjastyczną duszę. Napisała mi: „To będzie cudowne. Gotowam zrobić dla ciebie wszystko, wszystko. Myśl jest wspaniała. Znam żonę jednego z członków administracji, postawionego bardzo wysoko; znam także czło-