Strona:PL Joseph Conrad-Młodość; Jądro ciemności.djvu/078

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czyło misję aby was cywilizować. Przez pewien czas bardzo to było przyjemne, lecz wkrótce zmęczyłem się wypoczynkiem. Wówczas zacząłem rozglądać się za okrętem — co jest chyba najcięższą pracą na świecie. Ale okręty nie chciały nawet na mnie patrzeć. I ta zabawa zmęczyła mię również.
— Otóż — kiedy byłem małym chłopczykiem, miałem namiętność do map. Wpatrywałem się godzinami w południową Amerykę, lub Afrykę, lub Australję, pogrążając się we wspaniałościach odkrywczych podróży. W owych czasach było jeszcze wiele miejsc pustych na ziemi, a jeśli które z nich wydawało mi się na mapie szczególnie ponętne (ale one wszystkie tak wyglądają), kładłem nań palec i mówiłem: „Pojadę tam jak dorosnę“. Pamiętam że biegun północny należał do tych miejsc. No, nie zajechałem tam jeszcze, a teraz już próbować nie będę. Czar prysł. Inne znów miejsca były rozrzucone w okolicach równika i po wszelkich szerokościach geograficznych obu półkul. Zwiedziłem niektóre z nich i ... no, nie będziemy o tem mówili. Ale było tam jedno — największe, najbardziej puste — że tak powiem — do którego ciągnęło mię najsilniej.
— Prawda że w owej chwili to miejsce nie było już puste. Od czasów mego dzieciństwa zapełniły je rzeki, i jeziora, i nazwy. Przestało być próżną przestrzenią pełną rozkosznej tajemnicy — białą plamą, budzącą w chłopcu wspaniałe marzenia. Przeobraziło się w miejsce gdzie panuje mrok. Ale była tam przedewszystkiem jedna rzeka, wielka, potężna rzeka, którą się oglądało na mapie, podobną do olbrzymiego, wyciągniętego węża, ze łbem w morzu, z ciałem wijącem się poprzez rozległą krainę, z ogonem zagubionym