Strona:PL Joseph Conrad-Młodość; Jądro ciemności.djvu/073

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sistów, kapitanów, admirałów; znały ciemne figury z handlu ze wschodem i upełnomocnionych „generałów“ Wschodnio-Indyjskich flot. Łowcy złota lub łowcy sławy, wszyscy płynęli tą rzeką, dzierżąc miecz a często i pochodnię — wysłannicy potęgi z głębi kraju, niosący iskry świętego ognia. Któraż wielkość nie płynęła z prądem tej rzeki, dążąc ku tajemnicy nieznanych ziem!... Marzenia ludzkie, nasiona rzeczypospolitych, zarodki cesarstw.
Słońce zaszło; zmierzch padł na rzekę i światła zaczęły się ukazywać wzdłuż brzegu. Latarnia morska Chapmana, stojąca na trzech nogach wśród błotnej ławicy, rzucała silny blask. Okrętowe światła dążyły żeglownym szlakiem — odbywał się wielki ruch światełek w górę i wdół rzeki. A dalej na zachód, nad górnym biegiem, leże potwornego miasta znaczyło się wciąż złowieszczo na niebie — posępną mgłą w słońcu, mętnym blaskiem pod gwiazdami.
— A i to miejsce — rzekł nagle Marlow — było ongi jednym z mrocznych zakątków ziemi.
On jeden jedyny z pośród nas wciąż jeszcze „służył na morzu“. Najgorszy zarzut jaki mógł spotkać Marlowa to ten, że nasz kolega nie był typowym przedstawicielem swego zawodu. Był to marynarz, ale był to również wędrowiec, gdy tymczasem większość marynarzy prowadzi, jeśli można się tak wyrazić, życie osiadłe. Ich usposobienie należy do kategorji domatorskich, a dom zawsze jest z nimi — okręt; taksamo jak ich kraj — morze. Jeden okręt jest bardzo podobny do drugiego, a morze zawsze jest jednakowe. Wśród niezmienności otoczenia obce wybrzeża, obce twarze, zmienny ogrom życia, przesuwają się koło nich, przesłonięte bynajmniej nie poczuciem tajemnicy lecz