Strona:PL Joseph Conrad-Młodość; Jądro ciemności.djvu/025

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

już tylko masywnym cieniem manewrującym opodal. Odkrzyknęli nam jakąś nazwę — Miranda, czy Melissa, czy coś w tym rodzaju. „Z tego wszystkiego posiedzimy jeszcze miesiąc w tej przeklętej dziurze“, rzekł do mnie Mahon, gdyśmy rozpatrywali przy świetle latarni strzaskane nadburcie i poszarpane brasy. „Ale gdzie kapitan“ ?
— Nie słyszeliśmy i nie widzieliśmy go wcale przez cały ten czas. Poszliśmy go szukać na rufę. Żałosny głos zaczął nas okrzykiwać skądś ze środka doku: „Hej, na Judei“!... Jak on się u djabła tam dostał?... „Hej, hej!“ odkrzyknęliśmy. „Zniosło mnie w naszej łódce, jestem bez wioseł!“ krzyknął. Jakiś zapóźniony cumownik ofiarował się z pomocą, Mahon dobił z nim targu: za pół korony miał być nasz szyper przyholowany do statku; tymczasem nie kapitan ale pani Beard ukazała się pierwsza u trapu. Pływali oboje po doku w tym mżącym kapuśniaczku przez blisko godzinę. Nigdy w życiu nie byłem tak zdumiony. — Okazało się że gdy kapitan usłyszał mój krzyk: „Chodźcie tu!“ zrozumiał w lot co się dzieje, porwał żonę, wypadł na pokład, przebiegł go i dostał się do łodzi, która była przymocowana u trapu. To nieźle jak na sześćdziesięcioletniego człowieka. Wyobraźcie sobie staruszka unoszącego po bohatersku w ramionach tę starą kobietę — kobietę swego życia. Usadowił ją w łodzi na ławce i już miał się wdrapać zpowrotem na pokład, gdy lina się jakoś odczepiła i zaczęli oboje odpływać. W tem zamieszaniu nie słyszeliśmy naturalnie jego nawoływań. Wyglądał na zawstydzonego. Pani Beard rzekła wesoło: „Przypuszczam że teraz już wszystko jedno, czy się spóźnię na pociąg?“ „Tak, Jenny — idź na dół i rozgrzej