Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i zapominam o wrodzonej miłości do życia, którą może zwyciężyć jedynie siła wyjątkowej rozpaczy.
— Powierzoną sobie robotę wykonywał z inteligencją, która zadziwiała starego Swaffera. Z czasem okazało się że umiał pomagać przy orce, doić krowy, karmić byki w cielętniku, że można się nim było wyręczać przy owcach. Zaczął też szybko chwytać pojedyncze słowa; i nagle, pewnego pięknego wiosennego poranku, uratował od przedwczesnej śmierci wnuczkę starego Swaffera.
— Młodsza córka Swaffera jest za Willcoxem, adwokatem i urzędnikiem magistratu w Colebrook. Regularnie dwa razy na rok Willcoxowie przyjeżdżają na kilka dni aby pobyć ze starym. Jedyne ich dziecko, dziewczyneczka nie mająca jeszcze wówczas trzech lat, wybiegła sama z domu w białym fartuszku, i przelazłszy przez trawę ogrodu schodzącego tarasami, zleciała z niskiego murku, głową naprzód, do stawu, w którym pławiono zwykle konie na podwórzu.
— Rozbitek był razem z woźnicą przy pługu i orał pole blisko domu. W chwili gdy zawracał aby zacząć świężą brózdę, zobaczył przez szparę w bramie coś, co dla każdego innego człowieka byłoby tylko mignięciem czegoś białego. Ale on miał otwarte, żywe, dalekosiężne oczy, które zdawały się cofać i tracić swą zdumiewającą siłę tylko wobec ogromu morza. Chodził boso i wyglądał tak egzotycznie, jak tego tylko serce Swaffera mogło pragnąć. Zostawiwszy konie na zakręcie, ku niezmiernemu niezadowoleniu woźnicy, puścił się długiemi susami przez zorane pole; ukazał się nagle przed matką, wetknął jej dziecko w ramiona i odszedł wielkim krokiem.
— Staw nie był bardzo głęboki, ale gdyby nasz