Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ludźmi na statku i rozgrywka musiała odbyć się między nimi. Przez resztę dnia Falk nie widział nikogo i nie słyszał żadnego odgłosu. Nocą wytężał oczy. Panowała ciemność — posłyszał raz szmer, ale był pewien że nikt nie mógł podejść do pompy. Znajdowała się po lewej stronie iluminatora; dostrzegłby napewno człowieka, gdyż noc była jasna i gwiaździsta. Nie zobaczył nic; nad ranem drugi słaby szmer obudził jego podejrzenia. Powoli i spokojnie odsunął zasuwkę u drzwi. Nie spał ani na chwilę i nie ugiął się pod grozą położenia. Chciał żyć.
Lecz w ciągu nocy cieśla, nie usiłując wcale zbliżyć się do pompy, zdołał przeczołgać się nieznacznie wzdłuż prawostronnego nadburcia i przykucnął wprost pod iluminatorem Falka. Gdy się rozwidniło, wstał nagle, zajrzał do kajuty, i wsunąwszy rękę przez okrągły otwór o mosiężnej ramie, strzelił do Falka z odległości stopy. Chybił, a Falk, zamiast pochwycić rękę trzymającą broń, otworzył drzwi znienacka i zastrzelił go, dotykając prawie jego boku długą lufą rewolweru.
Najdzielniejszy człowiek wyżył. Obaj od początku zaledwie mieli dość siły aby się utrzymać na nogach, i obaj rozwinęli bezlitosną stanowczość, wytrzymałość, chytrość i odwagę — wszystkie cechy klasycznego bohaterstwa. Falk wyrzucił odrazu za burtę rewolwer kapitana. Był urodzonym monopolistą.
Gdy przebrzmiały odgłosy dwóch strzałów, po których zapadła głucha cisza, w zimny, okrutny blask antarktycznej strefy wypełzły z różnych kryjówek szkielety na pokład ogołoconego trupa okrętu, co płynął po szarem morzu rządzonem przez żelazną konieczność, przez serce z lodu; wypełzły na jaw całą zgrają, je-