Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

także żyć pragniemy — tylko że w nas ten instynkt jest narzędziem pojęć złożonych — a tymczasem w nim istniał sam jeden. Na tak niskim stopniu rozwoju tkwi w człowieku olbrzymia siła, a pragnienia jego są wzruszające, jak naiwne, nieopanowane pragnienia dziecka. Falk pragnął tej dziewczyny, i co najwyżej można o nim powiedzieć, że pragnął wyłącznie jej jednej. Zdaje mi się że dojrzałem wówczas niejasny zaczątek, nasienie kiełkujące w glebie nieświadomej potrzeby, pierwszy pęd tego drzewa wydającego obecnie dla dojrzałej ludzkości kwiaty i owoce — nieskończoną gamę odcieni i smaków naszej analizującej miłości. Falk był dzieckiem. Był również szczery jak dziecko. Łaknął tej dziewczyny, łaknął jej strasznie, tak jak wówczas na statku łaknął strasznie pożywienia.
Nie gorszcie się, jeśli oświadczę że w mojem pojęciu była to taka sama potrzeba, takie samo cierpienie, taka sama tortura. W Falku danem mi było oglądać podstawę wszystkich wzruszeń — tę zasadniczą radość, wypływającą z tego że się istnieje, i ten zasadniczy smutek, tkwiący u korzenia nieprzeliczonych męczarni. Widać to było wyraźnie ze sposobu w jaki Falk mówił. Nie cierpiał tak jeszcze nigdy. To go żarło, to go piekło jak ogniem; w tem miejscu, o, w taki sposób! I przyłożywszy ręce poniżej mostka piersiowego, pokręcił niemi gwałtownie. A zapewniam was, że gdy patrzyłem na to własnemi oczyma, nie wyglądało to bynajmniej śmiesznie. Wkrótce potem miał mi powiedzieć (wspominając początek owej klęskowej podróży, kiedy trzeba było wyrzucić pewną ilość zepsutego mięsa) że przyszedł czas kiedy go serce bolało (użył właśnie tego wyrażenia), i kiedy gotów był sobie włosy z głowy wyrywać na myśl o zgniłej wołowinie wyrzuconej za burtę.