Przejdź do zawartości

Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wchodzili — koszt drzewa wyniesie nie mniej niż czterdzieści siedem dolarów i pięćdziesiąt centów.
Falk, zdejmując czapkę, zatrzymał się we drzwiach.
— Innym razem — rzekł, a Hermann trącił mnie gniewnie łokciem — nie wiem dlaczego. Dziewczyna siedziała sama w kajucie, w pewnej odległości od stołu i szyła. Falk stanął u wejścia jak wryty. Bez słowa, bez gestu, bez najlżejszego pochylenia kościstej głowy, jedynie siłą niemej wyrazistości swych oczu, zdawał się kłaść do jej stóp herkulesową swą postać. Ręce dziewczyny opadły zwolna na kolana; podniósłszy jasne oczy, ogarnęła go od stóp do głów łagodnem, promiennem spojrzeniem niby leniwą, bladą pieszczotą. Usiadł, bardzo rozgorączkowany; dziewczyna szyła dalej ze spuszczoną głową; jej szyja bardzo była biała w świetle lampy. Falk ukrył twarz w dłoniach i wzdrygnął się zlekka. Zsunął ręce po policzkach aż do brody, a jego odsłonięte oczy zadziwiały mię natężonym i błędnym wyrazem — wyglądał jakby połknął porządny łyk alkoholu. Wyraz ten minął z chwilą gdy Falk zaczął mówić, zobowiązując nas do dyskrecji. Właściwie to wszystko mu jedno, tylko nie lubi aby go brano na języki. A ja przypatrywałem się włosom dziewczyny, tym cudnym, wspaniałym, królewskim włosom, splecionym ciasno w jeden zdumiewający, dziewczęcy warkocz. Gdy odwracała kształtną głowę, poruszał się sztywno na jej plecach tam i z powrotem. Cienki perkalowy rękaw przylegał niby skóra do nieskazitelnej krągłości ramienia, a suknia obciągająca piersi zdawała się pulsować jak żywa tkanka od bijącej z ciała żywotnej siły. Jakże piękną była jej cera, i miękki zarys policzka, i drobna, zaokrąglona koncha różanego ucha! Trzymała igłę, podnosząc mały