Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/091

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nieczności pewnych specjalnych domowych urządzeń. Choć pobudził moją ciekawość, nie miałem już ochoty wysłuchiwać żadnych jego zwierzeń. Bałem się aby mi nie opowiedział czegoś takiego, coby mi mogło zohydzić przybraną rolę swata — mimo jej całej nierealności. Zdawałem sobie sprawę, że Hermannowie daliby mu dziewczynę z pocałowaniem ręki, i — powstrzymując się od parsknięcia mu śmiechem w twarz — oświadczyłem że potrafię bezwzględnie wyperswadować Hermannowi antypatję do niego, Falka.
— Jestem pewien że mi się to uda — rzekłem. Falk wyglądał na bardzo zadowolonego.
Wstaliśmy; ani jedno słowo nie padło w sprawie holowania! Ani jedno! Stawka była wygrana i honor ocalony. O błogosławiony biały bawełniany parasolu! Podaliśmy sobie ręce, i właśnie powstrzymywałem się z trudnością od puszczenia się w taniec radości, gdy Falk zawrócił, przeszedł wielkiemi krokami przez całą długość werandy i rzekł podejrzliwie:
— Ale panie kapitanie, ja mam pańskie słowo? Pan — pan — mnie nie zawiedzie?
O nieba! Jakże on mnie nastraszył. W jego podejrzliwym tonie było coś rozpaczliwego i groźnego. Zadurzony osioł. Ale stałem na wysokości zadania.
— Kochany panie — rzekłem, zaczynając kłamać tak gładko i z taką czelnością, że zdziwiło mnie to nawet w owej chwili — zwierzenie za zwierzenie. (Wcale mi się nie zwierzał). Muszę panu powiedzieć, że jestem już zaręczony z niezmiernie uroczą panną w kraju, więc — rozumie pan…
Chwycił moją rękę i zgniótł ją w miażdżącym uścisku.
— Niech mi pan wybaczy. Czuję, że z każdym dniem trudniej mi żyć samotnie…