Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/090

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Okazało się, że kiedy przyszło co do czego, Falk nie mógł się zdobyć na to aby zaufać Fredowi Vanlo — który nie był marynarzem, a przytem robił wrażenie trochę głupawego. Nie mógł mu zaufać, ale żeby zatkać mu gębę, pożyczył Fredowi na zapłacenie wszystkich długów przed wyjazdem. Bardzo mię to zdumiało. Więc mimo wszystko Falk nie mógł być takim skąpcem. Tem lepiej dla dziewczyny. Siedział przez chwilę, milcząc, potem wziął do ręki kartę i rzekł, patrząc na nią:
— Niech pan nic złego o mnie nie myśli. To był wypadek. Spotkało mnie raz nieszczęście.
— Więc na miłość boską niech pan nic o tem nie mówi.
Z chwilą gdy mi się te słowa z ust wymknęły, wydało mi się że powiedziałem coś niemoralnego. Falk potrząsnął głową. On to musi powiedzieć. Wypada aby krewni panny o tem wiedzieli. A mnie przyszło na myśl, że gdyby panna Vanlo nie miała trzydziestki, i gdyby klimat nie podkopał jej zdrowia, Falk byłby uznał iż może się zwierzyć przed Fredem Vanlo. Postać bratanicy Hermanna stanęła mi w oczach, wspaniale młodzieńcza, tryskająca hojną siłą i bogactwem bujnych kształtów. Dziewczęca ta postać o potężnej i nieskalanej żywotności musiała krzyczeć głośno o życiu do tego mężczyzny, podczas gdy biedna panna Vanlo umiała tylko śpiewać sentymentalne piosenki, brzdąkając na fortepianie.
— A ten Hermann nienawidzi mnie, wiem o tem! — zawołał półgłosem w nagłym przypływie niepokoju. — Muszę im to powiedzieć. Wypada aby wiedzieli. Pan chyba też tak myśli.
Potem zaczął szeptać, napomykając tajemniczo o ko-