Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/069

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wanem bardzo wielkim brakiem delikatności… Jakem żyw, i mnie także dawano nauczkę! Trudno było zrozumieć ogłuszający szwargot Siegersa, ale doprawdy, to moje obejście — moje! ośmielał się… Do djabła! Tego już znieść nie mogłem.
— Do czegóż pan zmierza u licha? — zapytałem z wściekłością. Wsadziłem kapelusz na głowę (Siegers nigdy nikomu nie wskazywał krzesła) i w chwili gdy zdawało się że oniemiał na widok tego braku uszanowania, odwróciłem się na pięcie i wyszedłem. Jego głosowy narząd zagrzmiał za mną, rzucając pogróżki, że ściągnie z okrętu opłatę za przetrzymanie barek odwożących towar, oraz za wszystkie inne wydatki wynikające ze zwłoki, której powodem jest moja lekkomyślność.
Gdy się znalazłem na dworze, w słońcu, zakręciło mi się w głowie. Tu nie chodziło już tylko o zwłokę. Poczułem się w matni beznadziejnych i poniżających absurdów, które prowadziły do czegoś co przypominało klęskę. „Spokojnie, spokojnie“, mruknąłem do siebie i pobiegłem w cień padający od trędowatej ściany. Z tej krótkiej bocznej ulicy widać było szeroki główny trakt, zniszczony i wesoły, biegnący daleko, daleko, wśród rozpadających się murów, bambusowych płotów, rzędów arkad z cegieł i tynku, lepianek z krokwi i błota, wyniosłych świątynnych bram rzeźbionych w drzewie, szop skleconych ze zgniłych mat — niezmiernie szeroki trakt, zapełniony luźno jak okiem sięgnąć grupami bosych i brunatnych ludzi brodzących w kurzu po kostki. Przez chwilę czułem że bliski jestem szaleństwa z udręki i rozpaczy.
Trzeba mieć trochę pobłażania dla uczuć młodego człowieka nie przywykłego do odpowiedzialności. My-