Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/064

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stwierdzam z przyjemnością, że nie potrzebowałem temu przeczyć. Nie mogłem się jednak powstrzymać od zapytania:
— No a cóż ona na to?
Hermann spojrzał na mnie przeciągle z powagą, jak gdyby chciał zmienić temat. Nagle zaczął nieoczekiwanie coś mruczeć o swoich dzieciach, które wkrótce już tak wyrosną, że trzeba je będzie posyłać do szkoły. Będzie musiał zostawić je z babką na lądzie, gdy obejmie to nowe dowództwo, które spodziewa się dostać w Niemczech.
Dziwnie brzmiały te ciągłe jego nawroty do spraw domowych. Widać musiał to być dla niego jakby zasadniczy przełom w życiu. Nowa epoka. Przytem miał rozstać się z Djaną! Służył na niej od lat. Dostał ją w spadku. Po jakimś wuju, jeśli dobrze pamiętam. A teraz przyszłość majaczyła przed nim, wyolbrzymiona, zaprzątając wszystkie jego myśli; rozważał różne możliwości, jak w przeddzień jakiegoś ryzykownego przedsięwzięcia. Siedział namarszczony, gryząc wargę, i nagle zaczął się irytować i marudzić.
Zabawiło mię na chwilę pewne odkrycie; oto Hermann zdawał się sobie wyobrażać, że byłbym mógł, czy byłbym powinien, doprowadzić w jakiś sposób Falka do tego aby się wypowiedział. Taka pretensja była niezrozumiała lecz zabawna. Zniecierpliwiło mię obcowanie z temi wszystkiemi głupstwami. Powiedziałem kwaśno, że nie zauważyłem w Falku żadnych oznak zakochania, a jeśli jakie były — skoro on, Hermann, tak twierdzi — to tem gorzej. Nie rozumiem, co za przyjemność Falk znajduje w takiem nabieraniu ludzi. Ale moim najświętszym obowiązkiem jest przestrzec Hermanna. I powiedziałem mu, że niedawno