Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ze szczerą skwapliwością. Pragnął mi wyjaśnić, że nie ma nic wspólnego z tem, co nazwał „tą głupią historją“, która miała miejsce dziś rano. Było mu to jaknajbardziej nie na rękę. Spodziewał się, że spędzi jeszcze jeden dzień w mieście aby uregulować rachunki i podpisać pewne papiery. Miało jeszcze nadejść trochę zapasów oraz kilka sztuk „mojego żelastwa“ — jak się dziwnie wyraził — które znajdowało się na brzegu dla naprawy i tam zostało. Teraz jest zmuszony wynająć krajowe czółno aby przewieźć to wszystko na statek. Będzie to kosztowało z pięć albo sześć dolarów. Falk nie uprzedził go o niczem. Nie powiedział mu ani słowa. Uderzył w stół swoją krótką, grubą pięścią… Der verfluchte Kerl zjawił się rano jak „jaki zbój, psiakrew“, z wielkim hałasem i zabrał ich. Pomocnik nie był gotów, cumy nie odwiązane — to haniebne tak człowieka napastować. Haniebne! Ale Falk stanowił na rzece taką potęgę, że kiedy powiedziałem lodowatym tonem, iż Hermann mógł się poprostu nie zgodzić na poruszenie swego statku z miejsca, poczciwiec przestraszył się po prostu tej myśli. Nigdy przedtem nie zdałem sobie tak jasno sprawy z tego, że żyjemy w wieku pary. Wyłączne posiadanie marynarskiego kotła dało Falkowi władzę nad nami wszystkimi. Hermann, przyszedłszy do siebie, tłumaczył mi błagalnie, że wiem bardzo dobrze jak niebezpiecznie jest się sprzeciwiać temu drabowi. Na to się tylko chłodno uśmiechnąłem.
Der Kerl! — krzyknął. Przykro mu teraz że nie odmówił. Bardzo przykro. Co za szkody! Co za szkody! I poco te wszystkie szkody! Nie było żadnego powodu do szkód. Czy wiem jakie mu szkody wyrządził? Odrzekłem z pewną przyjemnością, że słysza-