Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/055

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Młody da Costa sam mi to opowiadał, tu, w tym pokoju. „Panie Schomberg — mówi do mnie — gdyby pokrywa od cylindra wyleciała przez lukę świetlną z powodu mojego niedbalstwa, kapitan Falk nie byłby mógł bardziej się wściekać. Tak kucharza nastraszył, że ten już nic nie chce dla mnie gotować“. Biedny da Costa miał łzy w oczach. Niechże pan spróbuje postawić się na jego miejscu, panie kapitanie; to taki wrażliwy chłopiec i dżentelmen. Czy ma jeść wszystko na surowo? Ale cały Falk w tem jest, jak żywy. Niech się pan zapyta kogo pan tylko chce. Przypuszczam że te piętnaście dolarów extra, które musi wyłoić, gryzą go bezustanku — o tutaj.
I Schomberg uderzył się w męską pierś. Siedziałem nawpół ogłuszony przez jego niedorzeczną paplaninę. Nagle wziął mnie ostrożnie za ramię w znaczący sposób, jakby naprawdę chciał mię wprowadzić do jakiejś jaskini zwierzeń.
— Wszystko to nic innego tylko zawiść — rzekł zniżonym tonem, który podniecił zmęczony mój słuch. — Nie zdaje mi się żeby w tem całem mieście była jedna jedyna osoba, o którąby nie był zazdrosny. Mówię panu, że on jest groźny. Nawet ja przed nim bezpieczny nie jestem. Wiem z pewnością, że usiłował otruć…
— Cóż znowu! — wykrzyknąłem z oburzeniem.
— Ależ ja wiem to napewno. Sami ci ludzie przyszli i opowiedzieli mi o tem. Chodzi wszędzie i rozpowiada, że jestem dla tego miasta gorszą zarazą niż cholera. Wygaduje na mnie od samego początku, od chwili kiedy otworzyłem ten hotel. Kapitana Hermanna także jaknajgorzej do mnie usposobił. Poprzeddnim razem, kiedy Djana przyjmowała tu ładunek,