Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/051

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lokach i niebieskim zębie, uśmiechającej się idjotycznie w przestrzeń; robiła zawsze przestraszoną minę, kiedy było się do niej odezwać. Między nimi rozkołysane punkah wachlowało dwadzieścia pustych trzcinowych krzeseł i dwa rzędy błyszczących talerzy. Trzech Chińczyków w białych kurtkach wałęsało się z serwetami w ręku naokoło pustego stołu. Ukochany table-d’hôte Schomberga nie miał tego wieczoru wielkiego powodzenia. Schomberg opychał się zapamiętale i wyglądał na przepełnionego goryczą.
Rozkazał brutalnym głosem aby mi przyniesiono kotlety, poczem rzekł, odwracając się na krześle:
— Powiedzieli panu że to pomyłka? Nic podobnego! Niech pan nie wierzy w to ani na chwilę, panie kapitanie! Falk, to nie jest taki człowiek żeby się mylić — chyba że pomyli się naumyślnie.
Miał nieugięte przekonanie, że ten Falk przez cały czas usiłował wkraść się tanim kosztem w łaski Hermanna.
— Tanim kosztem, niech pan to zapamięta! Nie zapłaci ani centa za wyrządzenie panu tej zniewagi, a kapitan Hermann wyprzedzi o dzień pański statek. Czas to pieniądz! Co? Zdaje mi się, że pan jest na bardzo dobrej stopie z kapitanem Hermannem, ale cóż z tego, człowiek musi się cieszyć z każdej drobnej korzyści, jaką może uzyskać. Kapitan Hermann zna się na interesie, a w interesach przyjaźń nie istnieje. Czy nie mam racji? — Pochylił się naprzód, i jak zwykle zaczął zerkać ukradkiem. — Ale Falk jest i był zawsze nędznikiem. Jabym nim pogardzał.
Mruknąłem kwaśno, że nie mam szczególnego szacunku dla Falka.
— Jabym tam nim pogardzał — powtórzył z naciskiem jakby niespokojnie, co byłoby mnie zabawiło,