Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ceniem na nowo wielkiej buddyjskiej pagody, i przypuszczam że nie miały pieniędzy na pogłębianie dragą rzeki. Nie wiem jak to tam teraz wygląda, ale w czasach, o których mówię, mielizna ta była wielką przeszkodą przy ładowaniu towarów na okręt. Wynikało stąd między innemi, że statki o pewnem zanurzeniu, jak naprzykład statek Hermanna i mój, nie mogły przyjąć całego towaru na miejscu. Zabrawszy z sobą ładunku ile się tylko dało, musiały opuścić rzekę aby ładowanie do końca doprowadzić. Cała ta procedura była nieskończonem nudziarstwem. Kiedy się przypuszczało, że na statku jest już tyle towaru, ile można przewieść bezpiecznie przez mieliznę, szło się i zawiadamiało swoich agentów. Ci z kolei zawiadamiali Falka, że taki a taki gotów jest do odjazdu. Wówczas Falk (który uzależniał holowanie niby to od ogólnego rozkładu swej pracy, ale Bogiem a prawdą postępował dowolnie według własnego widzimisię), upewniwszy się w biurze dokładnie, że mają dosyć pieniędzy na uregulowanie rachunku, podjeżdżał niechętnie, wpatrując się z mostka w człowieka żółtemi oczami, poczem wyholowawszy statek z nieczułym pośpiechem, jakby na egzekucję, zostawiał go z potarganym takielunkiem i pokładem w nieładzie. W dodatku zmuszał nas do użycia swej własnej liny holowniczej, za którą naznaczona była oczywiście specjalna dopłata. Kiedy się wykrzykiwało, protestując przeciw temu wymuszeniu, wielki tułów Falka, z ręką na telegrafie do maszynowni, potrząsał tylko brodatą głową ponad pluskiem, hałasem i kłębami dymu, holownik zaś, cofając się na swoje miejsce wśród wodnego pyłu, wznieconego przez obracające się koła, zachowywał się jak dzikie i niecierpliwe stworzenie. Załoga jego składała się z bandy