Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/025

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się pokazał, przynosił malca z powrotem do drzwi kajuty, trzymając go troskliwie i podnosząc wysoko w rękach powalanych smołą. Przypuszczam że działo się to naskutek stale obowiązującego rozporządzenia. W czasie takich przenosin Mikołaj, który był jedyną gwałtowną osobą na statku, usiłował bić po twarzy tych dzielnych młodych majtków niemieckich.
Pani Hermann, miła, zażywna gosposia, nosiła na pokładzie workowate niebieskie suknie w białe kropki. Gdy się zdarzyło raz czy dwa, że zastałem ją przy ładnej małej balijce, trącą energicznie białe kołnierzyki, dziecinne skarpetki i letnie krawaty Hermanna, oblewała się rumieńcem jak młoda dziewczyna, i podniósłszy mokre ręce, witała się zdaleka, kiwając życzliwie głową raz po raz. Rękawy jej były zakasane aż po łokcie, a złota obrączka na palcu połyskiwała wśród mydlin. Miała miły głos, pogodne czoło, gładkie pasma bardzo jasnych włosów i wesoły wyraz oczu. Była macierzyńska i w miarę rozmowna. Przy uśmiechu tej prostodusznej matrony młodzieńcze dołeczki ukazywały się na świeżych, szerokich policzkach. Natomiast nie widziałem nigdy, aby małomówna bratanica Hermanna, sierota, próbowała się kiedy uśmiechnąć. Nie była to jednak u niej posępność lecz powściągliwość młodocianej powagi.
Wozili ją z sobą wszędzie przez ostatnie trzy lata, aby była wyręką przy dzieciach i towarzystwem dla pani Hermann, jak mi jej mąż kiedyś nadmienił. Bardzo im się bratanica przydawała, póki starsze dzieci nie podrosły, dodał ze strapioną miną. Jej to ramię właśnie i gładka główka mignęły mi pewnego rana w okienkach kajuty na rufie, nad doniczkami z fuksją i rezedą; ale gdy pierwszy raz ujrzałem ją w całej