Strona:PL Joseph Conrad-Banita 277.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prjacji, teroryzując go. Biedak nie śmiał się uskarżać, ale sprawa była głośną, tolerowanym skandalem, w jakie obfitują towarzystwa wybredniejsze i z pretensjami do wyższej kultury, niż zbiegowisko różnych włóczęgów rasy malajskiej na wyspie dzikiej Oceanu Spokojnego. Nie w samym Sambirze udaje się łotrom w ten lub inny sposób, przeprowadzać eksproprjację. Wszyscy o tem wiedzą i wszyscy im dłoń podają i to nie tylko wówczas, gdy są silniejsi.
Almayer, siedząc przystole, myślał i dochodził do przekonania, że właśnie Banjer i jego bracia byli najodpowiedniejszymi dla przeprowadzenia genjalnego jego przedsięwzięcia. Morscy cyganie mogli zjawiać się, znikać, nie budząc żadnych podejrzeń. Luigard najpewniej już nie zwróci na nich uwagi.
Obcy, świeżo przybyli nie należeli do żadnej partji, nieświadomi wielu okoliczności.
— Mistress Willems — zawołał pozostawszy sam na werandzie — mistress Willems!
Nadbiegła szybko, stanęła po drugiej stronie stołu.
Almayer spojrzał na nią bokiem po przez stojącą pomiędzy niemi lampę. Płakała. Teraz łzy ciekły jej po twarzy, ciche, obfite, jak krople gęstego deszczu. Cichy spazm tłumionego łkania wstrząsał jej wązkie ramiona; twarz ocierała czerwoną bawełnianą chustką, którą na siebie zarzuciła, drugą ręką zbierając fałdy w pośpiechu narzuconego na się szlafroka.
— Uspokój się pani — doradzał Almayer.
Odpowiedziała głośniejszem łkaniem, obfitszych chociaż cichych łez potokiem.