Strona:PL Joseph Conrad-Banita 246.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przez com przechodził. Ojciec jej tu do tego miejsca przyczołgał się, godząc na me życie... O mało nie zabiła go broniąc mnie. O! ta to się przed niczem cofnie walcząc o swą zdobycz... Nienawidzę jej. Nie wiem co myśli, co czuje. Jutro mego może zapragnie życia, a ja...
Obejrzał się jak wystraszony i szepnął drżącym głosem:
— Umierać nie chcę.
— Nie chcesz — powtórzył w zamyśleniu Luigard.
Willems wskazał palcem Aïszę.
— Patrz! zawsze tu, zawsze przy mnie, nieodstępna jak cień mój, wzrokiem, słuchem, podpatrująca, podsłuchująca. Patrz jakie ma wielkie, jak szeroko rozwarte oczy, rzekłbyś, że ich przymknąć nie może i nie wiem doprawdy, czy kiedybądź przymyka. Czuję jej spojrzenie na sobie gdy zasypiam i pewien jestem, że gdy spałem, oka ze mnie nie spuściła, a gdy się obudzę, widzę utkwione we mnie jej źrenice nieruchome. Krok w krok idą za mną niby oczy dozorcy więzienia, idą, śledzą zatrzymują się gdy przystanę, cierpliwe, pokorne, wyczekujące, najlżejsze me zapomnienie się, chwilę nieuwagi łowiąc, by rozpocząć swych czarów sztuki...
— Patrz kapitanie, spójrz tylko w te oczy! nic że w nich nie dostrzegasz? Jakie ogromne, groźne i puste! oczy dzikiej, przeklętej suki, oczy co mnie palą i ranią, pociągają i hańbią. Biały jestem i przysięgam ci kapitanie, że dłużej tu nie wytrzymam. Zrób ze mną co chcesz, lecz wyrwij mnie stąd. Biały jestem, w każdym calu biały!
Skrwawioną pięść wzniósł w górę głosząc z namiętnem przekonaniem o wyższości swej rasy i po-