Strona:PL Joseph Conrad-Banita 241.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tnie już zeń widział ulatujące tchnienie. Uleci i nie pozostawi nic, coby się ująć dało, ani wytłumaczyć wyroki Opatrzności, po co tyle fałszu, przewrotności, niegodziwości istnieć może, ruszać się, działać, śmiało ludziom w oczy spoglądać, przejść przez życie bezpiecznie i bezwstydnie. Czyż on sam, Luigard, nie winien się rumienić, że się spotyka jeszcze z wzrokiem podobnego... Kapitan poczuł się odpowiedzialnym za to i czuł jednocześnie, że jeśliby w tej chwili ziemia pod jego stopami zatrzęsła się w swych podstawach, rozpadła, znikła mu zgoła z przed oczu, nie zdziwiłoby go to.
Głos Willems‘a zbudził go z gorzkiej zadumy.
— Porządnym człowiekiem byłem zawsze, sam to wiesz kapitanie, skoroś tylekroć chwalił moją stateczność i uczciwe życie, jakie wiodłem. I to wiesz także, żem nie kradł, jak mię o to wrogowie moi pomawiają — pożyczyłem jeno. Interesy moje pieniężne nie szły tak dobrze, jak się zdawać komu mogło, zadłużyłem się. Przykro to mi było podwójnie: wobec ludzi, czyhających na mą zgubę, zazdroszczących mi powodzenia. Postawiłem krok fałszywy, zgoda! Fałszywy był to krok, omyłka... i tyle. Zapłaciłem za to, ciężko zapłaciłem.
Luigard słuchał z wlepionym w ziemię wzrokiem. Patrzył na bose, poszarpane stopy Willems‘a i powtórzył jak echo:
— Pomyłka! jeden krok fałszywy...
— Tak — ciągnął, ożywiając się Willems — porządnym byłem człowiekiem i na życiu mem i na młodości mej mniej chyba ciąży wybryków, niż na Hudig‘u, lub i na twojej, kapitanie! Piłem, grałem w karty, ale któż nie pije, w karty nie gra! Miałem zasady. Odkąd pamięcią sięgnę, miałem. Wiedzia-