Strona:PL Joseph Conrad-Banita 232.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stamtąd, z chwili na chwilę, rozwiązania sytuacji. — Czyż nie on sam mię powołał, czekał? Samaś to mówiła przed chwilą. To ty raczej odejść winnaś. Serce jego odwraca się od ciebie, wiesz to, przyznajesz, porzućże go, wróć do swoich.
Zatrzymał się, opuścił w ziemię oczy o zaczerwienionych powiekach i czyniąc gest strącenia drobnego pyłku dodał:
— Skończony!
Cofnęła się, skromnie ścisnęła dłońmi, które wzniosła w górę ruchem patetycznym, a gdy przemówiła, głos jej był cichy i przenikliwy:
— Powiedz raczej, by strumień nie biegł do rzeki i powiedz rzece, by nie biegła w morze. Mów głośno, krzycz, rozkazuj, a może cię usłuchają. Wątpię! Strumień wytrysnąć musi nawet ze skały i płynie przez doliny i przez wzgórza, żywiąc się krynic łzami. Nie odwrócisz go, o Radży Laut, nie odwrócisz od rzeki, w której zginąć musi.
Pomału, ostrożnie, niechętnie, niby popychana niewidzialną mocą, przystąpiła krokiem bliżej.
— Nie dbałam o mego własnego ojca — mówiła. — O ojca co umarł. Nie wiesz com uczyniła raczej...
— Daruję ci jego życie — przerwał jej Luigard.
Stali naprzeciw siebie, mierząc się wzrokiem: ona ukojona nagle, on zmieszany, z poczuciem porażki, chociaż, w rzeczy samej... miałże kiedy zamiar nastawać na życie Willems‘a? Chyba w pierwszej chwili gniewu, ale to już dawno minęło. Gorycz, wzgarda, zdumienie zabiły gniew, pozostawiając pragnienie wymiaru sprawiedliwości, samej sprawiedliwości. Niespodzianie spotkał się z istotą ludzką, z kobietą, która przyśpieszyła w nim kiełko-