Strona:PL Joseph Conrad-Banita 179.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w Kalifornji... i chociażem nie wiele za młodu tam zarobił... nauczyłem się nie mało. Zresztą trzeba być ślepym...
— Pst! — przerwał, uchylając paluszki dziecka — zepsujesz, wywrócisz, a my tu tymczasem na tych dwóch domach, zbudujem trzeci, wyższy. Mówię ci, Kasprze! złota, jak piasku, byle brać. Nabierzem, ile się nam spodoba i czmychniemy sobie do Europy. Mała królewskie będzie miała wiano. Wychować ją trzeba starannie. W Devoushire, skąd rodem jestem, pod Tagumouth, był frant, co wybudował sobie pałac obszerny, jak Windsor. Ludzie mówili, że był korsarzem i wzbogacił się na morzu rozbojami... Małym byłem wówczas, chłopcem okrętowym, więc w baśń tę wierzyłem...
— Wyżej, jeszcze wyżej, pod sam sufit — nalegała dziewczynka.
— Bądźże cierpliwą — upominał, całując ją w czoło, kapitan. Jeszcze jedno piętro ieszcze jedno.
Gmach z kart rósł, dziewczynka aż westchnęła z podziwu i...
— Klap! — zawołał Almaeyr. Budowa runęła, Luigard uczuł się na chwilę jakby zawiedziony w nadzieji, dziecko się rozpłakało.
— Bierzże ją sobie — wołał stary wilk morski, strząsając płaczącą z kolan — wrzeszczy, jak gdyby ją tu kto skrzywdził.
A gdy Almayer unosił płaczącą, Luigard cisnął o stół karty i zaklął z cicha:
— Pal go! Willemsa! Spłatał mi figla! Wywinę się i z tego. Wywinę.
A opadając na krzesło, ziewając i przymykając powieki, dodał:
— Djabelnie jestem zmęczony.