Strona:PL Joseph Conrad-Banita 167.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siała snać nastąpić zgoda między niemi), plasnęła w dłonie, śmiejąc się i tańcząc dokoła mnie, jak gdybym był powalonym bałwanem lub paką towaru. Na werandzie tłum; wszyscy się śmieli w głos; każdy chciał mię widzieć, każdy urągał... Żem się nie wściekł, że mię żółć nie zalała. Teraz jeszcze, gdy wspomnę o tem...
Surowa twarz kapitana wyrażała szczere oburzenie i współczucie, lecz nie znalazł słów na wyrażenie swych uczuć i Almayer z twarzą ukrytą w dłoniach, zgłuszonym mówił głosem:
— Posadzili mię w tym, oto bujającym fotelu, przywiązali, do reszty krępując władzę i ruchy. Willems wydawał rozkazy. Babalachti, ten jednooki murzyn, czuwał nad ich spełnieniem i tylko ta djablica nie odstępowała mię ani na krok, przedrzeźniając, łamane wyprawiając sztuki, a z taką nienawiścią w palących źrenicach, jak gdybym był jej śmiertelnym wrogiem, a ja ją przecie po raz pierwszy widziałem. Przerywała sobie od czasu do czasu zabawę, by się mu rzucać na szyję, gdy przechodził, a on uśmiechał się z pobłażliwem zadowoleniem. Poty śmiertelne spływały mi z czoła, przysłaniały wzrok, lecz widziałem, jak mu się bezwstydnie wiesza na szyi i pyta, wdzięcząc się; „Czym piękniejsz od białych kobiet?“ I słyszałem, jak go pytała, wskazując mię rzutem głowy, po przez ramię: „Możebyś go już zabił?“
— O małom nie zemdlał, a gdym otworzył oczy, djablicy nie było. Musiał ją wysłać do mojej żony, chowającej się gdzieś w najciaśniejszych, za kuchnią, kątach. Willems, patrząc na mnie z góry, twardo mówił: „Włos ci z głowy nie spadnie — mó-