Strona:PL Joseph Conrad-Banita 164.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ścią, kto z prostej ciekawości, w tem... — Almayer mrugnął okiem.
— ...kobieta ta, co nie odstępuje Willemsa, podniosła głos. Ali twierdzi, że podobną była do rozwścieczonej hyjeny, ale on ją porwał za ramiona i o ziemię cisnął.
— Nikt nie wie — ciągnął Almayer — o co właściwie poszło. Ali sądzi, że o tę tam właśnie flagę. Dość, że czuły Willems wywlókł ją za włosy, wepchnął do czółna, odwiózł na okręt araba. Po tem zajściu Lahamiu pierwszy salutował flagę, a za nim inni.
Almayer opowiadanie swe zawiesił, Luigard przeciągnął się na krześle.
— I cóż dalej? — spytał.
— Dalej — począł ponuro Almayer — stała się rzecz, przechodząca wszystko, co sobie w najbujniejszej wyobraźni przedstawić można. Zniewaga! piekielna zniewaga!







III.


— Opowiedz-że, gdyż wyobraźnia moja nic sobie nie przedstawia — zauważył kapitan, przerywając milczenie.
Almayer westchnął kilkakrotnie.
— Nie dziwię się temu — począł. — Otóż wysłuchawszy wszystko, co mi powróciwszy ze zwiadów Ali opowiedział, uspokoiłem się nieco. Kto wie, myślę, sprawy te skończą się może lepiej, niż się zdawało, nie będzie rokoszu. Istotnie po południu nasi wrócili i niby nic do zwykłej stanęli roboty. Nie