Strona:PL Joseph Conrad-Banita 151.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chwilę. Roje dziwów rozpowiadają o nich! Z tego com słyszał, wnioskuję, że i Lakamba i Abdulla mają go dość. Inni znów twierdzą, że ma odpłynąć na „Lord of the Isler“ — tak się zwie okręt Araba — w charakterze handlowego agenta. Bądź co bądź musi wpierw wyprowadzić stąd okręt, tak jak wwiódł. Arab nie poradzi z tem sam.
Luigard słuchający dotąd z uwagą rozwlekłego i bezładnego opowiadania Almayer‘a, zaczął się przechadzać mierzonym krokiem po galerji. Almayer wodził za nim wzrokiem. Twarz kapitana zdradzała frasunek.
— I mówisz, że był tu u ciebie, przedtem — spytał targając nieco nerwowo siwą swą brodę?
— Tak, był. Opowiadałem już o tem — odparł Almayer. Przychodził z żądaniem pieniędzy, towaru, wszystkiego. A jak się stawiał! Chciał, mówił, na własną rękę handel zaprowadzić, na co strąciłem mu tylko kapelusz z bezczelnego czoła i tak się to skończyło. Mogłemże przypuszczać, jaki obrót weźmie ta sprawa? Że naprowadzi tu tego pół djabła? Z krajowcami to bym sobie odrazu poradził, mając zapewnioną pomoc starego Patalolo.
— Patalolo! właśnie — mruknął Luigard — czyś się z nim porozumiewał?
— A jakże. Dwunastego, na cztery dni przed zjawieniem się okrętu Abdulli, upewniał mnie, że mi tu wszyscy sprzyjają, a wyglądał jak sowa. Radził nie nakłaniać ucha do obiegających Sambir plotek. Musiało to się odnosić do jednego z mieszkańców nadmorskich, który ostrzegł mię o zbliżaniu się nieznanego okrętu, z czem właśnie udałem się był do starego Patalolo. Żadnej do słów