Strona:PL Joseph Conrad-Banita 109.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

el Badavi i „białego“, którego spryt równa się diabelskiej sile jego zapalczywości.
Nieznacznem mrugnieniem oka powstrzymał, u wrót, Lakamba, za Abdullą wpuścił tylko dwóch jego przybocznych Arabów. Przez całą drogę mówił coś z cicha do Saïda, który nie spojrzał nań ani razu, lecz uśmiechał się z zadowoleniem.
— Zobaczysz panie! zobaczysz, — mówił. — Gdym go ujrzał w ręku tej, o której opowiadałem, pewien byłem wygranej, pewny, że zmięknie jak wosk, jak szlam na dnie rzeki. Zrazu odpowiadał mi dumnemi, obrażającemi słowy, jak przemawiać zwykli „biali“, psy niewierne! Jak jej odpowiadał, nie wiem... Wiem że wahał się, walczył z sobą. Znam ich. Jak stal twardzi i jak stal... giętcy. Namówiłem Omara, by z pod opieki Patalolo, przeniósł się, wraz z córką, pod opiekę Lakamba. „Biały“ wpadł w wściekłość, szalał poprostu, jak zgłodniała pantera, nie widząc dziewczyny przez dni trzy. Dziś, dziś właśnie przybył tu... Nie bój się pane! w dobrym on ręku: Aïsza zmiłowania nie zna.
— Tem lepiej — odparł sucho Arab.
— „Biały“ — ciągnął jednooki dyplomata — wprowadzi w rzekę okręt, a jeśli bój wyniknie... no! jeśli bój wyniknie i życie położyć wypadnie, on życie położy. Zaopatrzysz go jeno panie w broń, w krótką broń palną, co ma strzałów wiele...
— Dobrze — odrzekł zamyślony Arab.
— Przy tem — ciągnął doradca — trzeba będzie szeroko dłoń roztworzyć. „Biali“ są nienasyceni o! wspaniałomyślny! chciwość „białych“ granic nie zna, zwłaszcza, gdy w grę wchodzi kobieta, co duszy ludzkiej nie mając, nienasyconą jest świecideł