Strona:PL Joseph Conrad-Banita 102.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ważniejsze zapewne ze wszystkich komunikaty. Inne, pozostawione przez przygodnych na pozór podróżnych, czekały nań w domu, a wieści bywały zawsze pomyślne, a zawsze i wszędzie otaczały go chorały: podziwu, wdzięczności, próśb pokornych.
Szczęśliwy był możny Abdulla! a szczęśliwość jego była tak wszechstronną i zupełną, że dobre i wspaniałomyślne urodzinom jego błogosławiące wróżki, opatrzyły go nawet w dar nad dary: pragnienia rzeczy niedościgłej, dając mu trudnego do pokonania wroga. Abdulla zazdrościł handlowych transakcji i politycznych, w sferze tychże transakcji, wpływów kapitanowi Luigard’owi. Prześcignąć go stało się jego manją, celem życia, namiętnością domagającą się, bądź co bądź, zadowolenia.
W ostatnich czasach dochodziły go ze Sambiru wieści, pod naciskiem których zdecydował się na walną wyprawę. Już przed paru laty odkrył ujście rzeki, u którego zarzucił obecnie kotwicę tam, gdzie Pantai biegu zwalniając wylewa się leniwie śród biegu piasków, raf podwodnych, w szerokie morze. Pewien był, że płynąc w górę rzeki natrafić można na nieznane bogactwa, lecz nie odważał się na tak ryzykowne przedsięwzięcie, gdyż należał do rasy przezornej w handlu i mniej ufającej wodom niż piaskom pustyni. Zresztą, nie znosił myśli, by mógł być wywiedzionym w pole przez Radży Laut, jak to miało już miejsce z wielu, którzy usiłowali podejść „Króla mórz“. W ostatnich czasach jednak, otrzymane z Sambiru wiadomości zbyt kuszący samego bogdaj Abdullę miały charakter.
Takim był ten, którego Lakamba i Babalatchi wyczekiwali w wieczór powrotu Willems’a do Aïszy.