Strona:PL Joseph Conrad-Banita 089.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zresztą może zręczne manipulacje Aïszy, zmuszały go do mnożenia i przedłużania wizyt u dawnego siwego wodza, na co się aż uskarżała stara żona i zarazem niewolnica wspaniałomyślnie podarowana nowemu klientowi przez możnego patrona. Od dni trzech Babalatchi nie sypia nawet w domu, jak upewniała każdego, kto ją chciał słuchać. Ośmieliła się nawet napomknąć o tem, z wyrzutem, samemu wielkiemu Lakamba, który wiadomość tę przyjął jaknajobojętniej. Babalatchi istotnie z ciężkiem od dni kilku nosił się sercem, nie pewny powodzenia swych zabiegów. I tego popołudnia szedł wolnym krokiem, obojętny jak zwykle na to co go otacza, aż doścignął najdalszych granic osady, miejsc gdzie Lakamba przygotował dom z tarcic dla Omara i Aïszy, na wypadek jeśliby się udało namówić ich do opuszczenia dotychczasowego protektora. Jedyna stąd droga do rzeki wiodła przez główny dziedziniec rezydencji magnata, pełen zwykle straży i zbrojnych ludzi. Poza zagrodami ciągnął się tylko wązki pasek skib ryżowych, dalej cisnęły się drzewa lasu zbitym szeregiem, przez który kule nawet nie łatwo by się przebiły. Lecz Babalatchi znał w żywopłocie ukrytą furtkę. Popchnął ją i znalazł się na ubitej jak tok platformie. Na środku wznosiło się olbrzymie, umyślnie snać tu, przy wyrąbywaniu lasu pozostawione drzewo, żerdziami podparte, tworząc nad zagrodą parasol z gęstej tkaniny konarów i liści. Naprzeciw drzewa stało parę, do wymagań ślepego mieszkańca przystosowanych namiotów. Pomiędzy pniem a głównym namiotem garść węgli żarzyła się wśród popiołów. Nad ustawionym nad niemi trójnogiem po-