Strona:PL Joseph Conrad-Banita 056.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niedaleko widzący panek, gotów był rzucić się w ręce każdego awanturnika a tu powstrzymywała go przezorność nowego doradcy. Z potęgą i zemstą Luigard’a nie było żartów. Wygrywa ten, kto umie czekać, a dogodną chwilę pochwycić potrafi... Byle rzecz zatrzymać w tajemnicy, przedsięwzięcia nie narażać, nazbyt nie ryzykować. Tymczasem Babalatchi badał miejscowe stosunki i grunt, opinję publiczną i prywatną, rozpowiadając wszem wobec i każdemu z osobna o swym niebawem odjeździe. Wieczorami, na najmniejszej z należących do swego protektora łodzi, puszczał się wzdłuż rzeki, tam, kędy stary, ślepy wódz Omar żył pod pieczą Patalolo, w ubóstwie lecz czczony niby świętość, na polanie śród dziewiczego lasu, w obrębie bambusowych płotów, ogradzających siedzibę radży. Poza plantacją bananów stały dwie niskie chaty w cieniu drzew owocowych, nad strumieniem spływającym w wielką rzekę. Chaty te Patalolo przeznaczył na mieszkanie dla pobitego wodza, którego ostentacyjna pobożność, sentencje mądre, niedola mężnie dźwigana, imponowały mu wielce. Często też władca Sambiru nawiedzał w południowych znojnych godzinach, ślepego Araba, który się też nie gniewał, gdy mu Babalatchi nocny mącił spoczynek. Aïsza, stojąc na progu jednej z chat widziała ojca siedzącego z przybyłym przed ogniskiem, płonącem w zagrodzie okalającej obie chaty.
Przypatrywała się rozmawiającym bacznie, chociaż słów ich słyszeć nie mogła. Nawet gdy starca zmógł sen, gość pozostawał długo jeszcze na miejscu, przykucnięty przy dogorywającym ognisku, w głębokiej pogrążony zadumie. Dziewczyna z usza-