Strona:PL Joseph Conrad-Banita 055.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

interesów, Almayer rządzi z ramienia swego teścia, na nic się zda Lakambie pochwycenie steru, zajętego już przez „białych“ państewka.
Pozbycie się gwałtownemi środkami Luigard’a i Almayer’a nie było łatwe a nazbyt ryzykowne. Przedewszystkiem wypadało szukać możnych i obrotnych sprzymierzeńców, kogoś przychylnego — powiedzmy zainteresowanego — w zamysłach Lakamba i jednocześnie popartego przez niemieckie władze, możnego i bogatego kupca, któryby pobił na głowę starego Patalolo. Z takim sprzymierzyć sie, zyskać jego poparcie u władz w Batawji... Byle znaleźć odpowiedniego i skłonić go, schlebiając jego własnym interesom, do osiedlenia się w wyłącznie dziś przez Luigard’a opanowanym Sambirze. O „białym“ niema co i myśleć. Któż „białym“ zaufać może? Wyspę opanują, obsadzą swoimi i tyle. Szczęście, że są pomiędzy Arabami bogaci, zręczni, przedsiębiorcy. Zazdrość Luigard’a oddala ich od strzeżonych przezeń skarbów. Jednych trzyma strachem, nieświadomością drugich i najwięcej jest takich, co dla niepewnych zysków niechcą się narażać na mściwość nieustraszonego „króla mórz“, jak zowią tego „białego“ przedsiębiorczego awanturnika.
Tu Babalatchi, poczynał wyliczać z żalem wielkim godnych zaufania ludzi, których znał w młodości swej: nieustraszonych, mężnych, przedsiębiorczych, potężnych, bogatych, gotowych do najzuchwalszych przedsięwzięć. Niema ich! niema! pomarli, wyginęli... jeden pozostał chyba... i to niedaleko... Ten mógłby...
Tak i tem podobnie owładnął swego możnego chlebodawcę. Lakamba planom swego doradcy zarzucał powolność. W łaknięciu bogactw i władzy,