Strona:PL Joseph Conrad-Banita 048.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lakamba zdawał się drzemać, Babalatchi, siedząc przykucnięty, wzdychał opędzając obnażonemi ramionami od nagiego torsu roje moskitów, wznoszące się z poniżej płynącej wody ku czerwonym jasnościom ogniska. Miesiąc na niebie w cichej nocnej wędrówce doścignął szczytu horyzontu i przeglądając przez liście palmy ponad głową Lakamby, rzucał snop bladego światła na jego lica. Babalatchi dorzucił drew do ognia i rozbudził towarzysza.
Lakamba poziewał i wyciągał się, Babalatchi mówił zwolna, spokojnie, głosem podobnym do ciekącego po kamieniach strumienia, cichym i równym, któremu nic się jednak oprzeć nie da. Lakamba słuchał z wzrastającem zajęciem.
Obaj należeli do tych malajskich przedsiębiorczych awanturników, których nazwać można cyganami śród krajowców. Przed laty, zanim rządca miejscowy wybił się z pod władzy sułtana Koti, Lakamba zjawił się na wodach rzeki z dwoma niewielkiemi handlowemi statkami. Nie małego doznał zawodu zastawszy zarys organizacji pomiędzy osadnikami różnorodnymi, uznającemi spokojne rządy starego Patalolo. Nie stało mu dość polityki dla pokrycia tego zawodu. Podał się za mieszkańca wschodu, gdzie panowali „biali“ przybysze; twierdził, że należy do pobitych, lecz jest książęcego rodu. Istotnie miał pozór, a mnogie właściwości księcia-tułacza: zdawał się zgorzkniały, niespokojny, niewdzięczny, zazdrosny, do intryg gotów, pełen kłamstw, czczych obietnic, przechwałek i wykrętów. Uparty był lecz cała siła jego woli zużywała się w krótkotrwałych wybuchach wygórowanej ambicji. Roztropny, podejrzliwy Patololo przyjął go chłodno. Ze zgodą jego