Strona:PL Joseph Conrad-Banita 042.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wię ci, źródła gumy... nie wyczerpane! A jakie ratany[1].
Słuchając starego przyjaciela Willems ożywił się zrazu, lecz w prędce opuścił znów w ostatecznem zniechęceniu czoło. Przypomniał sobie jak dalece tajemnica kapitana Luigard’a zaciekawiała Hudig’a. Gdyby był mógł wówczas udzielić „szefowi“ upragnionych informacji! Wszystko przychodzi za późno, nie w porę.
— Tymczasem, — ciągnął Luigard, — tak, dla zabicia czasu, zanim wrócę z teraźniejszej mej wyprawy, będziesz pomocnikiem Almayer’a. Sprytny jesteś i przydasz się mu tam bardzo, ja zaś wrócę prędko, za jakie sześć, siedem tygodni.
Ponad ich głowami pierwszy wietrzyk poranny poruszał z cichym szelestem żagle, szyper stanął przed kapitanem.
— Wszystko gotowe, w jaką pan kapitan rozkaże kierować się stronę, — pytał?
Luigard obrzucił wzrokiem przybitą, niechętną, apatyczną postać siedzącego poniżej, na zwoju powrozów, swego towarzysza, zawahał się przez oka mgnienie a potem rzekł:
— Na północ i nie tracąc czasu, każdy powiew wiatru wart stos złota na tych ciężkich wodach.
Powstał z miejsca lecz stał zamyślony, milczący, z zadumy zbudził go dopiero bosy, cicho przed nim przesuwający się okrętowy chłopiec.

— Nastawić ster, — huknął głosem idącym z hukiem morza w zawody a z cienia wychyliła się twarz sternika nad oświeconą budką z kompasem. Usta-

  1. Drzewo cenne.