Strona:PL Joseph Conrad-Banita 040.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pierwszym a drugim razem ta tylko, żeś był wówczas bosy a dziś obuty jesteś w lakierki, niby londyński dandy! Lat czternaście, kawał życia! Jeśliś się przez czas ten zdobył jeno na lakierki, do nieosobliwych doszedłeś rezultatów.
— Widzisz, — ciągnął poprawiając coś w lampie, — skoszlawiałeś tak śród tych gryzipiórków, że sam sobie drogi utorować nie umiesz. Ot! rezultat życia na lądzie. Człek tak się wyuczy łgać, że potem sam siebie oszukuje.
— Pfi! jedno jest tylko miejsce dla porządnych i uczciwych ludzi, — ciągnął stając przy sterze i zdmuchując lampę, — jedno: morze! Ono was nie zadawalnia, za surowe, za ubogie dla was, mieszczuchów.
Willems usiadł przy nim. Przez chwil kilka słychać było tylko plusk wody, widać srebrzące się w mroku nocnym, pod uderzeniem wioseł fale.
— Widzę, — przerwał milczenie zbieg-banita, że wszystkie twoje, kapitanie, sympatje są dla mej żony. Dla niej współczucie! Miałżebyś mię za wybrańca losu?
— Nie, nie! — odrzekł Luigard z niezwykłą serdecznością. — Znam cię od twego pacholęctwa i niema co mówić o tem kto komu, jak i w jakiej mierze sprzyja. Zbyteczne. Młody jesteś, życie długie...
Westchnął.
— ...Niechże ci to co zaszło przynajmniej za naukę posłuży.
Położył dłoń szeroką i mocy pełną na ramieniu swego towarzysza. W milczeniu dopłynęli do okrętu.
Tu kapitan wydawszy załodze stosowne rozkazy, wiódł gościa na tyły, gdzie sam usiadł na je-