Przejdź do zawartości

Strona:PL John Galsworthy - Salta Pro Nobis.djvu/07

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Matka Przełożona siedziała nieruchomo z zaciśniętemi ustami i splecionemi palcami. Wizje przeszłości wstawały przed nią i znikały, jak figurki starej pozytywki. Myślała o swym ukochanym, który zginął podczas wojny franko-pruskiej i o tem, jak wtedy wstąpiła do klasztoru. Ta postać z pogańskiego świata, z czerwonym kwiatem we włosach, z ubieloną twarzą i podczernionemi oczyma, obudziła w niej tęsknotę za jej własnem, minionem, wesoło tętniącem życiem, takiem, jakiem było, zanim zda się zamarło i zanim je przyniosła kościołowi w ofierze.
Muzyka ucichła, i — znowu się rozległa. Była to Habanera, budząca wspomnienie o tem życia tętnie — tajemnem, bolesnem, mrocznem — gdy wszystko zostało już pogrzebane. Matka Przełożona spojrzała wkoło siebie. Czy jednak rozsądnie postąpiła? A przecież — jakże nie osłodzić ostatnich chwil biednej poganki — tych chwil tak krótkich! Była szczęśliwa w tańcu. Tak, była szczęśliwa! Co za moc! Co za zapamiętanie! Wprost przerażające. Przykuwała wszystkie oczy — nawet oczy siostry Ludwiki — jak wąż przykuwa oczy królika. Matka Przełożona prawie się uśmiechnęła. Biedna siostra Ludwika! A dalej, obok tej twarzy jakby zahipnotyzowanej zgrozą, widziała siostrę Marję. Jak to dziecko patrzało — co za oczy, co za usta! Siostra Marja — taka młoda, zaledwie dwudziestolet-