Strona:PL Jerzy Żuławski - Prolegomena.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 160 —

kiej maszynie... Ta maszyna będzie się rozwijała coraz pomyślniej, będzie pędziła coraz chyżej.
— Czyż nie będą wszyscy ludzie szczęśliwi, gdy szczęśliwa będzie ludzkość ? wszakże oni ją składają ... — odezwałem się nieśmiało, gdyż mówiłem rzecz, w którą sam nie wierzyłem.
Towarzysz mój roześmiał się:
— A tak! to zależy od tego, co szczęściem nazwiemy.
— Szczęście, to zadowolenie...
— Głupstwo! a co jest zadowolenie? czego zadowolenie?
Nie umiałem jakoś na razie odpowiedzieć. Wtedy on mówił:
— Ja wiem, co jest szczęście, ja, którym je utracił, ja, co byłem potęgą twórczą, a dzisiaj pozbawiony swego świata jestem tylko przeczeniem! Szczęście — to możność zużytkowania swej indywidualności, to wyrzucenie wszystkich sił na zewnątrz, to tworzenie, to życie! I wam o szczęściu mówić! Wy będziecie »szczęśliwi« jako kółka maszyny, lecz nie jako samodzielne byty. O! jakże pogardy godne jest to wasze przyszłe szczęście! ileż cenniejsze mi jest moje dumne i samotne — nieszczęście! Czy chcesz wiedzieć, jak wasza przyszłość wygląda?
Istotnie, chciałem wiedzieć.
— Więc słuchaj, — rzekł. — Dzisiaj (a to »dzisiaj« trwa już kilka wieków) szarpiecie się i nie znacie drogi ani wyjścia. To jest wiek nieszczęścia — mówicie. Rankiem tego długiego, mglistego dnia, który wzeszedł nad światem, jeszczeście mieli w ręku wielką potęgę: czyn. Teraz już i tego nie potraficie. Staliście się ludźmi papierowymi: krzyczycie strasznie po