Strona:PL Jerzy Żuławski - Prolegomena.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 134 —

równo win królewskich, jak i jego zasługi, winy te zmazał ze siebie, poddając się i drugiej ofierze, którą król za siebie i zań uczynił, ofierze ze »sławy«.
Teraz Król-duch może przyjść na nowo. Pokuty zaziemskiej dopełnił, a wszystko przygotowane i czas znów ludowi postąpić przezeń o krok na wiecznej drodze rozwoju. I przychodzi istotnie, stosownie do swej ofiary z »miecza i sławy« Bogu uczynionej, jako król wielki a cichy, dobry ojciec ludu, dzieło ducha tylko pełniący. Nic w nim nie pozostało z Popiela, krom wspomnień niejasnych, straszących go po nocach. Rzecby się chciało: nie nad ciałami teraz włada, lecz nad duchem ludu. Dwakroć ma nawet, ślepotą nawiedzony, świat zmysłów przed sobą zamknięty, zda się po to, aby mógł tem lepiej i głębiej patrzyć w siebie, w te widzenia dziwne i prorocze, które Bóg teraz oczyszczonemu zsyła. Kraj jego uszczuplał przez najezdców zalany, a on nie był go zdolen bronić mieczem ani sławą... Dał mu za to dobro większe, duchowe: chrześcijaństwo.
Raz tylko — właśnie w czasie, gdy król oczekiwał powrotu posłów z Czech, którzy mieli jemu przywieść żonę a ludowi nową wiarę — kusi go kapłanka pogańska, przeszłość piękna, ginąca już a jeszcze żywa, aby powrócił do kształtu pierwszego:

Ty wielki, wielkie, duchy masz pod wodzą! —

woła do zalęknionego króla,

do miecza i do krwi! — stuknij w kurhany!
zażądaj: a z tych kości się narodzą
rumiani ludzie, lecz ty bądź rumiany!
Mówię ci: podepc tę białą liliję,
około której wąż się złoty wije! —