Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje tom III.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ZIEMOWID

Słońce już zachodzi...


BOJOMIR

Tyle razy przedemną zachodziło słońce
na chmur kirach — i w blasków czerwonych powodzi,
tyle razy — a jednak dni ubiegłych końce
nigdy takie nie były... Nad tym morskim brzegiem,
na Alp szczytach, na stepie i na oceanie,
na arktycznych płaszczyznach ubielonych śniegiem,
błądząc z tobą, patrzyłem na słońca konanie;
nieraz twarz mi się stała czerwona od łuny
z jasnych niebios bijącej, nieraz z echem grzmotu
przy zachodzie lecące nad słońcem pioruny
widziałem: ale nigdy ni głowy zawrotu,
ani oka mrugnięcia nie spostrzegłeś u mnie...
Dziś się boję. Wspomnienia, czy przeczucia wieszcze,
mgłą niejasną mnie naszły i obległy tłumnie...


ZIEMOWID

Co? przeczucia? Więc wierzysz w takie baśnie jeszcze?
Tyle lat cię po ziemi wodziłem za sobą,
wszystkie tajne odkryłem ci świata sprężyny,
wszystkie śruby i kółka machiny przed tobą
rozłożyłem — i żadnej śród wieków godziny
niema tajnej dla ciebie, — gdzież śród ludzkiej wiedzy
miejsce jest dla przeczucia?